sobota, 9 marca 2013

1. LIAM - cz. 1

Na ten dzień czekałam 3 lata i 15 dni. Dzisiaj w moim mieście odbywała się 4 już edycja Mistrzostw Deskorolkowych i wreszcie mogłam wziąć w nich udział. Wcześniej regulamin mi na to nie pozwalał, lecz niecały miesiąc temu skończyłam 16 lat i teraz już mogę przystąpić do konkursu. Przez cały ten czas, gdy czekałam na dzisiejszy dzień ćwiczyłam codziennie po kilka godzin. Skatepark był dla mnie jak drugi dom. Nawet rodzice już ze mnie się śmiali, ale akceptowali moją ciągłą nieobecność w domu, bo widzieli mnie szczęśliwą, spełniającą swe marzenia. Uczyłam się nowych trików, dopracowywałam starsze sztuczki. Jestem profesjonalistką i nie mogłam sobie pozwolić na jakieś niedociągnięcia. Zrobiłam wszystko co mogłam, więc starałam się być spokojna. Jasne, nerwy towarzyszyły mi przez całą dzisiejszą noc, ale to chyba normalne. Na miejsce zawodów miałam stawić się o 11.00. W nocy nie mogłam zasnąć, miałam koszmary. Ciągle przewracałam się z boku na bok w nadziei, że to mi pomoże. W końcu się udało. Sen pochłonął mnie na tyle, że o mały włos nie zaspałam. Na szczęście moja mama miała wszystko pod kontrolą i o 9.30 usłyszałam jej głos.
- [T.I] jeśli zaraz nie zwleczesz się z łóżka spóźnimy się na mistrzostwa, a tego chyba nie chcesz. Wstawaj! Na stole w kuchni masz śniadanie, ja idę się kąpać. - powiedziała rodzicielka i opuściła mój pokój.
Zrobiłam co kazała. Wstałam, ubrałam się i zjadłam śniadanie. Później umyłam zęby, spięłam włosy w kucyka i założyłam moją szczęśliwą czapkę. Bez niej czułam się nieswojo. O 10.30 razem z tatą i mamą wyszliśmy do domu i wsiedliśmy do auta. Ich obecność na zawodach była niezbędna, to oni zawsze mnie wspierali, podnosili na duchu, gdy chciałam się poddać. Im zawdzięczam wszystko. Swoje cudowne dzieciństwo, spełnione marzenie i to jakim człowiekiem jestem. Nie miałam rodzeństwa, więc byłam z nimi bardzo związana, szczególnie z mamą. Była jak najlepsza przyjaciółka. Gdy dojechaliśmy na miejsce przez 10 minut szukaliśmy miejsca parkingowego, nie spodziewałam się takich tłumów. Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę budki, gdzie przyjmowano zgłoszenia do zawodów. Następnie skierowałam się w stronę skateparku, gdzie odbywało się przedsięwzięcie. Ilość uczestników i widok ich umiejętności porządnie mnie zdołował. Poczułam, że nie mam z nimi szans. Miałam ochotę odwrócić się i uciec stamtąd. Zrobiłam obrót na pięcie, lecz drogę zagrodziła mi mama.
- [T.I] przecież jesteś od nich sto razy lepsza. Nie możesz w siebie wątpić! - rzekła rodzicielka i pocałowała mnie w czoło. Mocno wtuliłam się w jej ramiona, czułam się przy niej taka bezpieczna.
- Dzięki, mamo. - odpowiedziałam patrząc w jej brązowe oczy.
- A co to za czułości?! [T.I] powinnaś się już iść, jeśli chcesz mieć czas na przygotowanie. - powiedział uśmiechnięty tata. 
- Masz rację już idę. - rzuciłam i przytuliłam się do niego.
- Powodzenia córeczko. - powiedzieli w tym samym momencie rodzice. 
- Dziękuję! - krzyknęłam na odchodne i pomachałam im.
Z racji, że zapisałam się jako ostatnia mój zjazd miał kończyć zawody. Obejrzałam zjazdy tylu świetnych ludzi, mimo to ciągle w głowie miałam słowa mamy. Nie wiem jak ona to robiła, ale potrafiła przemówić mi do rozsądku. Nagle usłyszałam jak prowadzący wyczytuje moje imię i nazwisko.
- [T.I] [T.N] proszę o podejście do belki startowej. 
Wzięłam głęboki oddech i wykonałam polecenie. Stojąc na miejscu startowym popatrzyłam z góry na rodziców. Byli objęci i szczęśliwi. Mama podniosła zaciśnięte dłonie, jako znak że trzyma za mnie kciuki. Widok ten znacznie mnie uspokoił.
- Startujesz na 3. - powiedział prowadzący i zaczął odliczać. - 1...2...3...START! - krzyknął, a ja ruszyłam. 
Wszelki strach ze mnie wyparował. Tak właśnie działała na mnie jazda na desce. Nie masz czasu na przejmowanie się czy będzie dobrze. Adrenalina towarzysząca tej czynności sprawiała, że nie myślałam o kłopotach, problemach czy strachu. Liczyło się tylko to co tutaj i teraz. Nic innego nie miało znaczenia. Po wykonaniu kilku trików, zjazdów, skoków i obrotów zakończyłam swój pokaz. Ludzie bili mi brawa. Byłam z siebie zadowolona. Od razu pobiegłam do rodziców.
- [T.I] to było niesamowite. Byłaś najlepsza ze wszystkich uczestników. - krzyczał tata, gdy tylko zobaczył mnie przebijającą się przez tłum. 
- Dzięki tato, jesteś najukochańszy! - powiedziałam i rzuciłam mu się na szyję. Gdy oderwałam się od niego spojrzałam na mamę. Uśmiech nie znikał z jej twarzy, ale to co mnie zaniepokoiło to łzy, które płynęły po jej policzkach. Podeszłam do niej. - Mamuś, wszystko w porządku?
- Tak córeczko. Po prostu jestem z Ciebie taka dumna! Mieć takie dziecko to skarb. Byłaś cudowna i na pewno wygrasz. - powiedziała rodzicielka i mocno mnie przytuliła. 
- Poproszę wszystkich uczestników o podejście do stołu sędziowskiego, czas na wyniki! - krzyczał prowadzący. 
Pożegnałam się z rodzicami i poszłam we wspomniane wcześniej miejsce. Ledwo przedarłam się przez tłum kibiców. 
- Mam zaszczyt ogłosić państwu, że tegoroczne Mistrzostwa Deskorolkowe dobiegły końca. Czas na koronację osób, które stanęły na podium. - mówił przewodniczący jury. 
Miałam wrażenie, że tracę grunt pod nogami, Swoją mowę przeciągał do granic możliwości. Wymienił osoby które zajęły 3 i 2 miejsce, z każdym kolejnym nazwiskiem bałam się jeszcze bardziej. Marzyłam o zwycięstwie, które byłoby koronacją mojej ciężkiej pracy i spełnieniem marzeń jednocześnie.
- Tytuł tegorocznego mistrza zyskuje uczestnik, albo uczestniczka... - przerwał dozując dawkę emocji. - z numerem 137 [T.I] [T.N.] Gratulujemy i prosimy o odbiór nagrody.
- To ja, to ja to naprawdę ja! Udało mi się. - krzyczałam jak opętana, podskakując z radości. Wśród braw usłyszałam głos taty. 
- Brawo córeczko. - krzyczał. 
Łzy szczęścia spływały mi po policzkach. Podbiegłam do przewodniczącego jury i odebrałam swoją statuetkę. Dodatkowo nagrodą było 500$ na sprzęt deskorolkowy. Gdy już skończyła się koronacja zwycięzców pobiegłam do rodziców.
 - Wygrałam, wygrałam! - krzyczałam wyciągając w ich stronę ręce, w geście uścisku. Na tatę rzuciłam się tak bardzo, że oboje wylądowaliśmy na ziemi. Mama tylko się z nas śmiała. Gdy tak się z nimi ściskałam kilku zawodników podeszło do mnie, by złożyć mi gratulacje. To było naprawdę miłe z ich strony. Wróciłam po swój sprzęt i poszłam do auta, gdzie czekali na mnie rodzice. Była 16.00. 
- Wracamy do domu, a tam urządzimy sobie małe przyjęcie. Zamówimy pizze, obejrzymy nasz ulubiony film. Co Wy na to? - zaproponował tata, gdy staliśmy na światłach.
- Brzmi świetnie. - skomentowałam. 
- Jestem za! - krzyknęłam mama i odwracając się w moją stronę przybiła mi piątkę. 
Zobaczyliśmy zielone światło i tata dodał gazu. Gdy przejeżdżaliśmy przez skrzyżowanie jedyne co ujrzałam to oślepiające mnie światło. Nie wiedziałam co się dzieje. Potem poczułam mocny ból. Czułam się coraz słabsza. Nic więcej nie pamiętałam. 
Po kilku dniach obudziłam się w szpitalu. Ujrzałam zapłakanego tatę siedzącego przy moim łóżku.
- Gdzie jest mama? - tylko tyle zdołałam z siebie wydukać. Na moje słowa tata zareagował jeszcze większym płaczem. Wtedy przypomniałam sobie tamten dzień i wypadek. Tir uderzył w nas z prawej strony auta, pech chciał że to właśnie mama siedziała po tej stronie auta. 
- Lekarze nie byli w stanie nic zrobić. - szepnął tata przełykając głośno ślinę.
Do oczu napłynęły mi łzy. Poczułam jakby ktoś chciał mi wyrwać część mojego serca, które tworzyła moja mama. Okropnie cierpiałam, ale wiedziałam że muszę być silna dla taty, który też nie radził sobie z utratą żony. 
*4 LATA PÓŹNIEJ*
Dzisiaj jest kolejna rocznica jej śmierci, już czwarta. Odwiedzam jej grób prawie codziennie. Rozmawiam z nią, mimo że nie uzyskuje odpowiedzi na zadane pytania. Z roku na rok jest coraz lepiej. Razem z tatą tworzymy naprawdę zgraną drużynę. Pomagamy sobie na wzajem. Niestety niedawno stracił pracę ze względu na problemy ze zdrowiem i teraz ja przejęłam fuchę ''głowy rodziny''. Pracuje w kawiarni. Mój szef to straszny palant, do tego mało mi płaci. Gdyby nie nasza krucha sytuacja finansowa już dawno rzuciłabym to w cholerę. Dzisiaj specjalnie wstałam wcześniej, by móc jeszcze kupić kwiaty i zanieść na jej grób. Gdy szłam ulicą zauważyłam wielką reklamę Mistrzostw Deskorolkowych. ,,No tak, to dzisiaj...'' - pomyślałam i uroniłam jedną słoną łzę, którą szybko otarłam. Winiłam się za jej śmierć, przez co od tamtejszego zdarzenia nie miałam kontaktu z deską. Wszystkie sprzęty wyrzuciłam. Nie chciałam mieć z tym sportem nic do czynienia. Na cmentarzu spędziłam dobrą godzinę. W drodze powrotnej wstąpiłam do piekarni i zrobiłam zakupy. Przed domem opróżniłam jeszcze skrzynkę pocztową i weszłam do domu. Tata siedział przed telewizorem. Zrobiłam mu śniadanie i zabrałam się za rozpakowywanie listów. Jeden z nich dotyczył niespłaconego kredytu. Przez brak ciągłości w płaceniu należności narosły też odsetki. Nie byliśmy w stanie go spłacić i jednocześnie wyżyć za moją marną wypłatę. Tata popatrzył na moją zmartwioną twarz i od razu wiedział o co chodzi.
- [T.I] naprawdę będzie lepiej jeśli znajdę jakoś pracę. Będzie nam znacznie łatwiej. - powiedział nieśmiało, bo wiedział jak zareaguje.
- Nie ma mowy, w Twoim stanie nie powinieneś się ruszać z domu. Pogadam dzisiaj z moim szefem, może da mi podwyżkę, a jeśli nie to poszukam innej pracy. - powiedziałam odkładając stos listów na stół. - Muszę już lecieć, bo się spóźnię. W lodówce masz zupę, przygrzej sobie jak zgłodniejesz, a ja jak wrócę zrobię jakąś kolację. 
- Co ja bym bez Ciebie zrobił? - zaśmiał się tata. 
- Też Cię kocham, do zobaczenia! - powiedziałam, po czym wyszłam z domu
Dzień w pracy był bardzo nudny. Nie wliczając rozmowy z moim szefem, który zaproponował mi abym się z nim przespała dla podwyżki. Wtedy uświadomiłam sobie, że muszę poszukać innej pracy. Gdy miała tylko chwilę wolnego wertowałam strony gazet w poszukiwaniu czegoś interesującego i atrakcyjnego. W końcu natrafiłam na ofertę pracy jako ''pomoc domowa'' w znaczeniu sprzątanie i gotowanie dla jakiś super ważnych ludzi, a konkretniej dla jednego z członków jakiegoś zespołu One Direction i jego rodziny, do której należała owa posiadłość. Oznaczało to duże zarobki, więc bez wahania umówiłam się na rozmowę kwalifikacyjną. Niestety, aby dostać tę pracę musiałam przejść szkolenie, a razem ze mną pozostałe kandydatki. Kurs odbywał się dzisiaj, więc zaraz po pracy udałam się w wyznaczone miejsce. Uczyli nas jak podawać do stołu, jak lać wino, czym jeść zupę, a czym deser. Nuda jak cholera. Dodatkowo szło mi fatalnie. Nie liczyłam na to, że mnie przyjmą. I miałam racje. Szefowa poprosiła mnie do swojego biura i zaczęła swój wywód na temat moich znikomych umiejętności. W pewnym momencie przerwał jej dźwięk telefonu. Odebrała tym samym kompletnie ignorując moją obecność. Miałam tego dość i postanowiłam wyjść. Gdy zabierałam swoje rzeczy zdenerwowana kobieta zakończyła rozmowę.
- [T.I] poczekaj. Od kiedy możesz zacząć? - zapytała ze sztucznym uśmiechem.
- Choćby od zaraz. - byłam bardzo szczęśliwa.
Niestety mój entuzjazm minął, gdy poznałam szczegóły umowy. Praca wiązała się z 3-miesięcznym wyjazdem do Austrii. To tam znajdował się dom, w którym miałam pełnić rolę ''pomocy domowej''. Nie mogłam zostawić na tyle ojca samego. Bałam sobie, że sobie nie poradzi. Nie mogłam sobie pozwolić na utratę drugiego rodzica. Obiecałam pracodawczyni przemyśleć ofertę i jutro się do niej odezwać. Szczerze nie byłam jakoś specjalnie przekonana, że powinnam podjąć tę pracę. Późnym wieczorem wróciłam do domu. Podczas przygotowywania kolacji rozmawiałam z tatą o dzisiejszym dniu. 
- Byłam dzisiaj na rozmowie w sprawie pracy. Zaproponowali mi super płatną pracę, ale chyba odmówię.
- Dlaczego?
- Bo wiąże się to z 3-miesięcznym wyjazdem..Do Austrii. Nie chcę zostawiać Cię samego na tak długo.
- O nie moja panno. Nie zwalaj tej decyzji na mnie! To jest Twoje życie i Twoje wyboru. O mnie się nie martw, doskonale dam sobie radę. Powinnaś przyjąć tą propozycję.
- Obiecuję przemyśleć to jeszcze raz, a teraz zapraszam do stołu kolację podano. 
Sprawa wyjazdu i oferty pracy ciągle siedziała w mojej głowie. Po skończonym posiłku i zmyciu naczyń pożegnałam się z tatą i poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w pidżamę i położyłam się spać. Długo myślałam jeszcze o tym jaką decyzję powinnam podjąć. Miałam czas do jutra, a każda chwila zwłoki wiązała się z ryzykiem, że zatrudnią kogoś innego. Podjęcie decyzji zostawiłam sobie na dzień jutrzejszy, zamknęłam oczy i zasnęłam.

by N.

1 komentarz:

  1. Jezu, jak czytałam, to miałam taką gęsią skórkę. :)
    Współczuje (sobie?) że mama zginęła w wypadku. ;(
    No, ale cóż...
    O, wyjazd do Austrii. No ciekawe jak to bedzie dalej. :)
    pisz nastepne i poinformuj. :)
    http://i-chaange-my-mind.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń