piątek, 12 kwietnia 2013

9. LOUIS - cz.1

Zastanawiałeś się kiedyś nad tym jak dane będzie Ci umrzeć? Myślałeś nad kruchością życia? Wystarczy jeden zły ruch. Niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku, lecz Ty nie zdajesz sobie z tego sprawy. Ciągle narzekasz na to, że los daje Ci popalić, prawda? Mimo że czasem coś Ci się uda szybko traci to znaczenie, co? Czy kiedykolwiek doceniłeś małe rzeczy, które uczyniły Cię szczęśliwym człowiekiem? Nie, bo ciągle chcesz więcej. Może głupio Ci się przyznać, ale wiesz że to prawda. Ale zostawmy to. Teraz, w tej chwili zamknij oczy i zastanów się co byś zrobił gdybyś dowiedział się, że zostało Ci kilka miesięcy życia? Jak byś wykorzystał dany Ci czas? Może przestałbyś wymagać więcej niż życie może Ci dać i zadowalał się drobnymi rzeczami, hm? To pewne, że zmieniłbyś się, ale czy na lepsze? Ty odpowiadasz na te pytania czysto teoretycznie, lecz ja...ja musiałam stawić im czoła w praktyce.
Pamiętam ten dzień, każdy szczegół, każdą wylaną łzę. Do dzisiaj wstaję z nadzieją, że to jakiś koszmar. Jakiś czas temu byłam u lekarza, ponieważ nie czułam się najlepiej, chorowałam częściej niż zwykle, mdlałam przy większym wysiłku. Ogólnie sama z tego nie robiłabym większej afery, ale mama nie dawała mi spokoju. Zgodziłam się na badania kontrolne. Byłam tak pewna swojego zdrowia, że nie przejmowałam się za bardzo wynikami. Chciałam mieć po prostu święty spokój od kazań mamy na temat tego jak dbam o siebie.
- Musimy powtórzyć badania, ponieważ widzę tu coś niepokojącego. - powiedział z powagą lekarz. Starszy pan z kruczoczarnymi, dość bujnymi jak na ten wiek włosami i dużymi okularami na nosie. Na lewym nadgarstku miał tatuaż - napis ROCK&ROLL. Siedział na przeciwko nas. Był chyba zdenerwowany, bo ciągle przeczesywał palcami swoje włosy.
- Jak to? Co Pan ma na myśli? Proszę mi powiedzieć! - krzyczała wystraszona mama. Zawsze lubiła panikować bez powodu. Przejmowała się wszystkim. I to sprawiło, że jest tak wyniszczona psychicznie. W sumie, może nie powinnam jej tak krytykować. Jestem jej jedyną córką, martwi się o mnie, to normalne.
- Pielęgniarka zabierze Cię na kolejne badania, a ja zostanę i porozmawiam z Twoją mamą, dobrze? - zapytał, nie przyjmując odmowy. Zwracał się do mnie jak do dziecka. Nienawidziłam tego. Jednak z racji, że byłam kulturalną osobą grzecznie powędrowałam za panią w białym fartuchu. Po raz kolejny wbili we mnie setki igieł, mierzyli ciśnienie i Bóg wie co jeszcze. Gdy było już po wszystkim razem z pielęgniarką wróciłyśmy do gabinetu lekarza. Gdy tylko otworzyłam drzwi do sali wiedziałam, że coś jest nie tak. Moja mama płakała. Jasne robi to często, ale teraz wybuchła nim na mój widok. Usiadłam obok niej i wyczekiwałam jakiegoś odzewu ze strony doktora. Po 5 minutach tępego wpatrywania się w kartkę z moimi wynikami odłożył ją i ściągnął okulary.
- No więc, tak jak przypuszczałem coś jest nie tak. - powiedział załamującym się głosem.
- Mógłby Pan mi sprecyzować co kryję się pod słowami ''coś jest nie tak"? - zapytałam zdenerwowana. Napięcie jakie panowało w gabinecie było zaraźliwe. Dodatkowo mama z każdym kolejnym słowem lekarza szlochała coraz głośniej.
- [T.I] jesteś chora. Z wyników badań wynika, że masz... - przerwał na chwilę i spojrzał w moje oczy. - Masz białaczkę. - powiedział ledwo usłyszanym głosem.
- Słucham?! - spytałam rozbawiona. - To niedorzeczne Panie doktorze, musiał się pan pomylić. - uśmiech z sekundy na sekundę znikał z mojej twarzy.
- Chciałbym się mylić, jednak jak sama widzisz nie jest mi do śmiechu. W przeciwieństwie do Ciebie. - powiedział z sarkazmem. Po tych słowach totalnie wyłączyłam się z rozmowy. Lekarz tłumaczył mamie szczegóły związane z profilaktyką. Jednak ja miałam to w dupie. Nie obchodziło mnie to w ogóle. Wtedy całe moje życie przeleciało mi przed oczami. Do tej pory myślałam, że to powiedzenie jest bzdurą, bo niby jak to możliwe, by zobaczyć cały Twój życiorys w ciągu kilku minut. Myliłam się. W tamtym momencie nie czułam nic. Kompletnie nic. Dla mnie to było niemożliwe. Jednak po pewnym czasie zdałam sobie sprawę, że to dzieje się naprawdę. Zaczęłam sobie zadawać pytania, na które brak odpowiedzi jeszcze bardziej mnie dobijał. Bezsilność jest gorsza od bólu. Może nie zdajecie sobie z tego sprawy, ale tak jest. Miałam dopiero 17 lat i tyle jeszcze przed sobą. Miałam wiele planów. Chciałam się zakochać. Chciałam skoczyć na bungee. Chciałam mieć dzieci i psa. Teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Dodatkowo dręczyły mnie wizję tego co będzie jak wrócimy do szkoły po wakacjach. Niby miałam jeszcze czas na oswojenie się z tym wszystkim, jednak wiedziałam że wieść o mojej chorobie szybko się rozniesie. Stanę się pośmiewiskiem. Większym niż byłam. Bałam się reakcji ludzi.
- Ile mi jeszcze zostało czasu? - wypaliłam nagle przerywając rozmowę lekarza z mamą, która teraz była już znacznie bardziej opanowana. Zawsze zgrywała twardą, co odziedziczyłam po niej. Jednak w środku wiele razy chciała odpuścić, ja też. Wracając do sedna, lekarz popatrzył na mniej przez swoje wielkie okulary i podrapał się po czole.
- Pani [T.I] nie umiem tego powiedzieć. Nie da się zmierzyć w godzinach, miesiącach czy latach tego ile Pani organizm jeszcze będzie walczył z chorobą. Jednak medycyna się rozwija, więc jest duże prawdopodobieństwo, że pokona Pani białaczkę. Musi teraz Pani o siebie bardzo dbać, chodzić na badania kontrolne i przyjmować chemioterapię. - tłumaczył spokojnym tonem lekarz, jakby chciał swoim opanowaniem mnie uspokoić. Niestety efekt był wręcz przeciwny.
- Przepraszam, ale muszę pobyć sama. - wybiegłam z gabinetu zatrzaskując przy tym białe drzwi z ogromnym trzaskiem. Wybiegłam z przychodni i poszłam na ulubiony stary już plac zabaw. Od kiedy w centrum wybudowali park rozrywki place zabaw stały się opustoszałe. Szczególnie ten mój,bo tak go nazywałam. Mój plac zabaw. W jego skład wchodziły jakieś 4 huśtawki, z czego jedna była zepsuta. Dodatkowo była drewniana piaskownica, lecz jej belki były połamane i porozwalane dookoła. Piasek był brudny i śmierdzący. Była też karuzela, ale przy każdym obrocie wydawała nieprzyjemny dla uszu pisk, który był skutkiem zardzewiałych części, więc nie korzystano z niej zbyt często. Gdy byłam już na miejscu usiadłam na mojej ulubionej, zielonej huśtawce. Delikatnie odbijając się od ziemi rozkołysałam się. Odchyliłam głowę w tył i zaczęłam się zastanawiać co dalej. Jak mam żyć, żeby zrobić wszystko, co do tej pory planowałam. W mojej głowie pojawiło się pytanie, które wywołało u mnie ciarki na całym ciele. Mianowicie reakcji ludzi ze szkoły. Wiedziałam, że białaczki się nie uda ukryć, w sumie to nie miałam na to siły. Wizja wyśmiewających się ze mnie ludzi nie była aż tak bolesna, byłam przyzwyczajona do tego. Codziennie tak mnie traktowali Ci z 'wyższych sfer'. Elita szkolna, do której należał on. Louis Tomlinson. Byłam zakochana w nim po uszy od dwóch lat. Pojawiał się w każdym moim śnie. Kochałam go mimo że dzień w dzień wylewał na mnie bananowego shake'a, którego kupował w szkolnym bufecie. Traktował mnie jak śmiecia, ale ja wiedziałam że robi to tylko po to, by być kimś. Wiecie lider musi dbać o to, by nikt mu nie podskoczył i on właśnie to robił. To że byłam ofiarą tych jego scenek to tylko skutek uboczny. Ja jednak starałam się widzieć w tym plusy, a zaletą było to, że znał moje imię. Poza tym ja widziałam jak kiedyś płakał. Tylko zgrywa takiego twardziela, a na prawdę jest wrażliwym chłopakiem, który nie znalazł zrozumienia w gronie swoich najbliższych przyjaciół. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk nadchodzącego połączenia. Przed naciśnięciem zielonej słuchawki spojrzałam na zegarek. 12:12. ,,Ktoś o mnie myśli.'' pomyślałam delikatnie unosząc kąciki ust do góry. Odprawiłam swój rytuał. 12:12 oznaczała że to osoba, której imię rozpoczyna się na 12 literę alfabetu polskiego, o Tobie myśli. 12 litera alfabetu - L. Zamknęłam oczy i wyszeptałam jego imię - Louis. Kilka sekund później odebrałam telefon od mamy, która pomimo długiego oczekiwania nie rozłączała się.
- Halo? - zaczęłam rozmowę.
- [T.I] dziecko gdzie Ty jesteś? Martwię się o Ciebie! Wracaj do domu, proszę. - powiedziała mama z troską.
- Spokojnie, jestem na moim placu zabaw. Będę w domu za godzinę. - odpowiedziałam wywracając przy tym oczami.
- Dobrze. To kończę, do zobaczenia. - pożegnała się, a ja w odpowiedzi wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Schowałam telefon z powrotem do kieszeni kurtki. Zeszłam z huśtawki i podeszłam do drewnianej piaskownicy. Usiadłam na jedynej niezłamanej belce. Pamięcią sięgnęłam wstecz do momentu, kiedy budowałam tutaj wspólnie z tatą piaskowe zamki dla moich lalek. Byliśmy zgraną drużyną. Dogadywałam się z nim lepiej niż z mamą. Na te wspomnienia po moim policzku zaczęły spływać słone łzy. Niestety tata od nas odszedł. Ludzie mają to do siebie, że odchodzą, wtedy tego nie rozumiałam. Mimo to nie podejrzewałabym go o to. Wymazał mnie z pamięci, mamę też i odszedł do innej. Był dla mnie autorytetem, przyjacielem i tatą w jednym. Łudziłam się, że znaczę dla niego tak samo wiele. Myliłam się. Pojawiły się problemy w pracy, niezapłacone rachunki, kłopoty z dogadaniem się z mamą. Stchórzył. Mój idol okazał słabość i poddał się. Pomimo tego jak bardzo mnie skrzywdził swoim odejściem nadal marzyłam, by wrócić kiedyś z nim na ten plac, do tej piaskownicy. Chciałam po prostu choć raz móc jeszcze wtulić się w jego silne ramiona. Miałam zbyt mało czasu, by czekać na jego ruch. Postanowiłam do niego pojechać, jednak jeszcze nie teraz. Nawet nie wiem co miałabym mu powiedzieć, jak się zachować. Gdy uporałam się już ze wspomnieniami otarłam łzy i wysiąkałam nos w chusteczkę, która pachniała miętą. Wstałam z belki i skierowałam się w stronę domu. Gdy byłam już na miejscu mama powitała mnie mocnym uściskiem.
- Martwiłam się o Ciebie. - powiedziała z przejęciem. - Musisz teraz dużo odpoczywać. Jeśli chcesz możesz jutro zostać w domu, ja zadzwonię do Twojej wychowawczyni i Cię usprawiedliwię. - dodała po chwili.
- Mamo, posłuchaj mnie. Przemyślałam sobie to wszystko i jedyny czego chcę teraz to normalnego traktowania. Jestem chora i nie zmienisz tego. W końcu się nauczę żyć z białaczką, ale nie chcę by traktowano mnie inaczej. Dlatego pójdę jutro do szkoły i zniosę te gardzące spojrzenia. Będę robiła to co do tej pory. - powiedziałam. Gdy uświadomiłam sobie jak zabrzmiały moje słowa i zdałam sobie sprawę co właściwie powiedziałam byłam z siebie dumna.
- [T.I] naprawdę nie wiem kiedy tak wydoroślałaś. Masz 17 lat, a zachowujesz się jak dojrzała osoba. Jestem z Ciebie taka dumna. Bardzo Cię kocham, nie mogę Cię stracić. - odparła i mocno się do mnie przytuliła. Sama nie wiem kiedy znowu zaczęłam płakać. Jednak zanim mama zdążyła się zorientować otarłam łzy. - Choć zjemy obiad. Zrobiłam Twoją ulubioną zupę i naleśniki. - objęła mnie i zaprowadziła do jadalni.
Tak jak wspominałam pamiętam ten dzień dokładnie. Bo niby jak można wymazać z pamięci dzień, który wywrócił Twoje życie do góry nogami. Aktualnie mija miesiąc od tamtego dnia. Czuję się dobrze, naprawdę dobrze. Dbam o siebie jak nigdy wcześniej. Psychicznie jestem nieco silniejsza. Nauczyłam się żyć z chorobą. Tak jak się spodziewałam ludzie w szkole szybko się o tym dowiedzieli. Wielu ludzi się ode mnie odwróciło przez to, byli też tacy co mi współczuli i pomagali, mimo że wcześniej się nie znaliśmy. Szkolna elita patrzyła na mnie z pogardą większą niż wcześniej, dodatkowo zachowywali się jakbym była nosicielem białaczki i bali się, że ich zarażę. Wszyscy z elity mnie tak traktowali tylko nie on. Nie Louis. On nagle odpuścił. Nie dokuczał mi już. Nie oblewał mnie bananowym shake'iem. Gdy mnie widział spuszczał głowę unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. Nie do końca wiedziałam jak interpretować jego zachowanie. Wcześniej przynajmniej zwracał na mnie uwagę, a teraz? Teraz nic. Lekcje mijały mi dość szybko. W sumie nie lubiłam przerw. Musiałam wtedy siedzieć sama znosząc te wszystkie spojrzenia. Gdy zadzwonił dzwonek sygnalizujący długą przerwę udałam się do szkolnego bufetu po drugie śniadanie. Zamówiłam ulubiony jogurt i sałatkę owocową. Odebrałam swoje zamówienie i wyszłam na zewnątrz poszukując jakiegoś wolnego stolika przy którym mogłabym zjeść posiłek. Po kilku minutach przebijania się przez tłumy zajęłam miejsce przy niewielkim dwuosobowym stoliku. Wyjęłam MP4 puściłam muzykę i włożyłam słuchawki do uszu. Otworzyłam opakowanie z sałatką owocową i rozpoczęłam konsumpcję. Wpatrywałam się przed siebie i zobaczyłam Louisa. Szukał wolnego miejsca. W sumie dziwiło mnie dlaczego nie usiadł z resztą swojej paczki. Mieli najlepszy stolik ze wszystkich. Znajdował się w samym centrum. Zauważyłam, że brunet zmierza w moją stronę. Spuściłam wzrok. Nie chciałam żeby wiedział, że się mu przyglądam. Wgapiałam się w MP4 udając, że coś na niej robię. Wkładając kolejną porcję sałatki do ust zauważyłam cie padający na mój stolik. Uniosłam wzrok. Zobaczyłam te jego piękne niebieskie oczy. Zdjęłam słuchawki, gdy zauważyłam że chcę mnie o coś spytać. Nigdy z nim nie rozmawiałam. Byłam totalnie zestresowana tą sytuacją. Bo w sumie czego mógł chcieć ode mnie słynny Louis Tomlinson, hm? Nigdy nie zadawał się z gorszymi od siebie, a ja za taką uchodziłam w tej szkole.
- Cześć [T.I] ... - gdy usłyszałam jak wymawia moje imię uszczypnęłam się, by upewnić się że to dzieje się naprawdę. Jego zachrypnięty głos wywołał u mnie ciarki na całym ciele, a głębokie niebieskie oczy przeszywały mnie na wylot. - Mogę się dosiąść? - zapytał, a mnie zamurowało.

by N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz