wtorek, 28 maja 2013

WAŻNA INFORMACJA

Z przykrością informujemy, że blog zostaje ZAWIESZONY. Będziecie pewnie zastanawiać się czemu? Powodów jest wiele, brak weny, ale przede wszystkim brak czasu. Obie mamy swoje blogi i ciężko nam to wszystko pogodzić. Dodatkowo jest koniec roku szkolnego i każdy skupia się na tym, żeby przejść do następnej klasy z jak najlepszymi ocenami. Nie usuwamy bloga, bo możliwe że za niedługo tu wrócimy. Jak będzie więcej czasu, więcej pomysłów i w ogóle. Jednak na ten moment uznałyśmy, że to najlepsze rozwiązanie. Prawdopodobnie kilku z Was będzie zawiedzionych i przepraszamy za to. Dziękujemy też za każdy miły komentarz z osobna, no za te mniej miłe też, jeśli były szczere. Za każde odwiedziny, za wsparcie jakie nam dawaliście, za motywację. ZA WSZYSTKO! 
Może kiedyś tu wrócimy, więc do zobaczenia!
Lots of love, xx

czwartek, 2 maja 2013

13. ONE DIRECTION

- Cześć [T.I] - przywitała mnie Ivy ukazując rząd swoich białych zębów. - Widziałaś się już z naczelną?
- Dzień dobry Ivy. Ciebie też miło widzieć. - odpowiedziałam z zadziornym uśmieszkiem.
- Och, daj spokój. - zaśmiała się przyjaciółka. - [T.I] serio pytam.
- Dopiero weszłam do redakcji. - powiedziałam wskazując kurtkę, którą miałam na sobie. - Nie miałam jeszcze okazji. Tak w ogóle to czemu pytasz?
- Rozmawiałam z nią rano. Powiedziała mi, że ma dla Ciebie jakąś dobrą wiadomość i że jak tylko przyjdziesz masz do niej iść. - mówiła z podekscytowaniem Ivy. - No szybko! - pośpieszała mnie przyjaciółka.
- Dobra, dobra już idę. Wyluzuj!

***

- Dzień dobry pani dyrektor. Chciała mnie pani widzieć? - zapytałam z uśmiechem.
- Och, witaj [T.I]. Dobrze, że jesteś. - odwzajemniła uśmiech i gestem ręki zaprosiła mnie do środka. - Proszę, siadaj. - skinęła głową.
- Dziękuję. - zrobiłam tak jak kazała.
- Zaproponowałabym Ci coś do picia, ale spieszę się na spotkanie. Dlatego nie będę owijać w bawełnę. - mówiła. - Twoja propozycja artykułu na temat biedy w afrykańskich wioskach została zaakceptowana przez zarząd. - kontynuowała. Siedziałam wbita w fotel z wytrzeszczonymi oczami. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Właśnie spełniało się moje marzenie! - Jutro z samego rana lecisz do Ghany. Nie cieszysz się? - zapytała podejrzliwie.
- Jasne, że się cieszę. Po prostu to jeszcze do mnie nie dociera. Jezu...dziękuję. - odparłam radośnie.
- Tutaj masz bilet i wszystkie potrzebne dokumenty. - przekazała mi teczkę z potrzebnymi papierkami. - Na co czekasz? Już! Wracaj do domu i pakuj się. - zaśmiała się widząc moją minę.
- Jeszcze raz dziękuję. Nie zawiodę pani, obiecuję. - odpowiedziałam podając jej rękę.
- O to się nie martwię. - odprowadziła mnie do drzwi. - A jest jeszcze coś o czym musisz wiedzieć. - zaczęła  dość niepewnie. - Nie jedziesz sama. W ramach akcji Red Nose Day będzie Ci towarzyszyć pewien sławny brytyjski boysband. One Direction, kojarzysz? - zapytała, na co skinęłam głową. - Baw się dobrze w Afryce! - rzuciła na pożegnanie.
- Do zobaczenia niedługo. - pomachałam i opuściłam jej gabinet.

***

Zawsze marzyłam o swego rodzaju misji. Jedziesz do Afryki [T.I]! Już jutro! Twoje marzenia, o które tyle walczyłaś się spełnią. Jedyną przeszkodą będzie ten głupi zespół. Grupka rozpieszczonych dzieciaczków, myśląca że jeśli mają kasę to są Bóg wie kim. Ach Boże, jak ja nie cierpię takich ludzi. Ślepo zapatrzeni w siebie i w swoją karierę. Po co oni w ogóle jadą w takie miejsce? Pewnie im za to płacą. Jednak [T.I] nie pozwól aby te gwiazdki popsuły Ci najlepszy okres w Twoim życiu. Dasz radę! Potraktuj ich jako skutek uboczny. Jedziesz tam dla tych dzieci, żeby im pomóc. Żeby pokazać światu odwieczny problem głodu i chorób. Żeby udowodnić ludziom, że mogą to zmienić. Mogą uratować ludzkie życie. Nie dlatego, by przejmować się jakimiś chłopaczkami. - myślałam w drodze do domu.

***

- Cześć jestem Niall. A Ty pewnie [T.I] tak? - zaskoczył mnie blondyn z zaraźliwym uśmiechem, gdy stałam zagubiona na afrykańskim lotnisku.
- Eee...To znaczy tak. - odpowiedziałam zmieszana.
- Chodź, samochód czeka przed lotniskiem. Chłopcy też. - pociągnął mnie za rękę niebieskooki, przejmując moje walizki.
- Okeeej. - podążyłam za Niallem.
- Niall! Tutaj! - zawołał chłopak z burzą loków na głowie. Gestem ręki kazał nam się pospieszyć.
- Tak więc, to jest Harry, Liam, Zayn no i Louis. - blondyn przedstawił mi pozostałych członków zespołu.
- Cześć, jestem [T.I]. - powiedziałam ze sztucznym uśmieszkiem. Ciągle miałam pewne uprzedzenia co do nich.
- No to czeka nas ciekawy tydzień. W sumie nie wiem czego się spodziewać. - powiedział mulat przytulając się do..Liama, tak to był on. Miałam małe problemy z zapamiętywaniem imion, ale tego byłam pewna. Był wyraźnie zmieszany i lekko przestraszony tym co widział za samochodowym oknem.

***

- Co mu jest? - zapytał Harry ze łzami w oczach.
- Cierpi na malarię. Jest bardzo poważnie chory. - mówiła pielęgniarka z przejęciem.
- Ile on ma lat? - kontynuował Styles biorąc na ręce płaczące dziecko.
- 3 latka. - odparła kobieta w białym uniformie.
- Czy...czy można go jakoś uratować? - zawahał się Harry.
- Niestety, jest tuż za późno. Zbyt długo czekał na szczepionkę, przez co straciliśmy możliwość na jego uratowanie. - odpowiedziała pielęgniarka.
Harry ułożył chłopczyka wygodnie w łóżeczku. Był przy tym bardzo ostrożny. Łzy spływały mu po policzkach. Były szczere. Nie znałam go, ale widać było jak to wszystko przeżywa.
- Widok jego zapłakanej mamy, która ma złamane serce jest...ugh, nie do zniesienia. Pomyśleć, że jedna szczepionka dostarczona na czas mogłaby wszystko zmienić. Ja...muszę się przejść. - skierował się do mnie Harry dając upust kolejnym łzom. Jego oczy były zaczerwienione od płaczu. Twarz przepełniona bólem. Gdy opuścił pomieszczenie usłyszałam jego głośny szloch na korytarzu.



***

- Lubisz grać w piłkę nożną? - pytał Zayn w drodze do domu Christophera.
- Tak. - powiedział z lekkim uśmiechem nowo poznany chłopak.
- Jaka jest Twoja ulubiona drużyna piłkarska? - zagajał mulat.
- Chelsea. - rzekł Chris.
- Och, przepraszam, że pytam, ale...daleko jeszcze? Idziemy już przeszło ponad dwie godziny. - powiedział Malik ocierając krople potu z czoła.
- Jesteśmy w połowie drogi. - odpowiedział chłopak.
- Och, więc czy...możemy zrobić sobie przerwę? - zaproponował nieśmiało mulat upijając łyk wody. Następnie podał ją nowemu koledze.
- Jasne. - ponownie na twarzy Chrisa zagościł delikatny uśmiech gdy wziął od Zayna butelkę.

- Jesteśmy na miejscu. - powiedział Chris ocierając krople potu.
- To jest Twój dom? - powoli zapytał mulat nie wierząc, że to prawda. 
- Tak. - szepnął chłopak. - Wejdź do środka. - dodał.
- Chcesz mi powiedzieć, że mieszkasz w takich warunkach wraz ze swoją mamą i bratem? - kontynuował Zayn przeczesując włosy palcami. - Przecież tutaj nic nie ma. Cztery ściany, brak okna, brak łazienki, brak wody, brak kuchni, brak prądu, brak łóżka. - wymieniał mulat z coraz większym przerażeniem malującym się na twarzy. Chris nic nie odpowiedział. Milczał dając upust kolejnym łzom. - W takich warunkach nie da się żyć. - dodał.
- Ugh.. - westchnął chłopak opuszczając głowę. Malik podszedł do niego i go przytulił. Na jego policzkach dostrzegłam łzy. Mocno pocierał plecy Chrisa jakby chciał dodać mu tym otuchy.


***

- Nie jest z nią dobrze, prawda? Proszę być ze mną szczerym. - zapytał z przejęciem Liam.
- Nie do końca wiemy co jej jest. Mała ma wysoką gorączkę. - odpowiedziała ze smutkiem pielęgniarka.
- Nie potrafię sobie wyobrazić co czuję teraz jej mama. - zaczął Payne. - Mam na myśli to, że moja rodzina martwi się o mnie 24 godziny na dobę mimo, że jestem zdrowy i teoretycznie mi nic nie grozi. Widzę lęk wymalowany na twarzy mojej mamy gdy rozmawiamy przez Skype. - kontynuował, a jego głos załamywał się wraz z kolejnym wypowiedzianym słowem. - Jednak czym jest lęk mojej mamy w porównaniu z bezsilnością kobiety trzymającej na rękach swoją chorą córeczkę, której być może lekarze nie zdołają uratować. To okropne patrzeć na własne dziecko z taką bezradnością. Myśl o tej bezsilności mnie przytłacza. - dodał Liam, chowając swoją zapłakaną twarz w dłoniach.


***

- Byliśmy w szpitalu. Jest w nim mnóstwo chorych dzieci, które desperacko potrzebują naszej pomocy. Cierpią, ponieważ nie ma dla nich szczepionki, której bardzo potrzebują. - opowiadał mi Niall. - Poznałem pewną kobietę. Matkę, której dziecko było chore. Gdy popatrzyłem w jego oczy nie mogłem powstrzymać łez. Było takie słabe. Jego płacz wywoływał u mnie dreszcze. Ugh...to było okropne, że nie mogłem mu pomóc. Patrzyłem na niego i nic nie mogłem zrobić. - przerwał na chwilę wycierając łzy w swoją koszulkę. - To niewyobrażalne co tutaj się dzieje. Ludzie nie mają świadomości nawet jak wiele mogą zrobić dla tych dzieci. To była...prawdopodobnie najtrudniejsza chwila w moim życiu. Nie spodziewałem się, że czyjekolwiek życie może tak wyglądać. Dziecko, które ma roczek jest skazane na śmierć. A my możemy go od niej wybawić przeznaczając jedyne 5 funtów. Rozumiesz to? To wszystko co musimy zrobić, by je uratować! Możemy to zmienić, sprawić że będzie lepiej. Przepraszam [T.I], muszę iść. - dokończył zapłakany Niall. Wyminął mnie i opuścił pomieszczenie.


***

- Cześć, jestem Louis. - przywitał się Tommo.
- Dzieeeń dooo-bryyy. - wykrzyczały dzieci chórem.
- Wiecie, przyszedłem tu do Was żeby się z wami trochę pobawić. Macie jakieś propozycje?
- Zagrajmy w piłkę nożną. - zaproponował jeden chłopiec.
- O! Uwielbiam piłkę nożną. - ucieszył się Louis. - Więc kto ostatni na boisku to gapa. - zażartował Tommo i ruszył przed siebie. Dzieci zrobiły to samo.

- Hahaha! Byłeś ostatni! Louis to gapa! - przekrzywiały się dzieci wytykając Tomlinsona palcami. Ich twarze były takie radosne. 
- Tym razem przegrałem, ale to jeszcze nie koniec. Ja nie poddaje się tak łatwo. - zażartował Louis. - Więc jakie składy proponujecie?
Siedziałam kilka metrów od nich i obserwowałam jak beztrosko się bawili. Tommo świetnie się z nimi dogadywał. Różnica wieków nie była żadną barierą do dobrej zabawy. To niesamowite, że dzieci potrafiły się cieszyć życiem i czerpać z niego jak najwięcej żyjąc w takich warunkach. Wiele ludzi mogłoby brać z nich przykład zamiast w kółko narzekać na otaczający nas świat.


***

Jak ja mogłam być taka głupia? - karciłam się w myślach. - [T.I] przecież zawsze trzymałaś się tego, by nie oceniać ludzi po okładce. I co właśnie zrobiłaś? Wpakowałaś 5 naprawdę wspaniałych ludzi do jednego wora myśląc, że nie będą różnili się od bezuczuciowych osób, które dane było Ci poznać. Naprawdę się tego wstydzę. Nie spodziewałam się tego, że aż tak mnie zaskoczą. Cieszy mnie to. Przyznaję się do błędu. Za szybko wyrobiłam sobie o nich dość...negatywne zdanie. Popatrzyłam na nich przez pryzmat sławy. Oceniłam po wyglądzie. Jezu! Jak mogłam do tego dopuścić?! Pokazali mi, że są normalnymi chłopakami wrażliwymi na ludzkie cierpienie. Wykorzystują swoją sławę w dobry sposób. Chcą pokazywać ludziom, że mogą ocalić setki małych dzieci przekazując jedyne PIĘĆ funtów. Dzięki nim więcej ludzi przejrzy na oczy. Dzięki nim uratujemy wiele dzieci. Powinnam ich przeprosić za to i zrobię to, pod artykułem, który napiszę. To było naprawdę niesamowite doświadczenie, dzięki któremu będę mogła pomóc dzieciom rozpowszechniając problem biedy i chorób w mediach. Chłopaków z One Direction będę podziwiać do końca życia. Za serce włożone w pomoc dzieciom i za to, że nie siedzą z założonymi rękami tylko pomagają. Ten tydzień wiele mnie nauczył. Ale przede wszystkich tego, BY NIE OCENIAĆ LUDZI PO OKŁADCE! - myślałam siedząc w samolocie.

by N.

                                                                                                                                                                  
CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)